28.3.15

Heh, he, he. Tylko nie bijcie.
Wracam po dłuższej przerwie i to chyba fajnie *teraz można się cieszyć*. Nikt mnie do tego nie zmotywował więc nie będę nikomu dziękować bo jestem zgredem i wiem, że wy się marnujecie pisząc komentarze podczas gdy ja wam za nie nie dziękuję. Jednak jak ktoś jest takim 'grumpi katem' jak ja zimą *piszę cudowne opowiadanie o porze roku, której nie trawię, tak jestem mądra, niewątpliwie* to wie jak to jest. Ps. Lubię wszystko poetycko opisywać i nie lubię akcji dlatego moje opowiadanie jest nudne. Ale to tak przy okazji. A! I jeszcze lubię Van Gogha, a to już tak poza tematem, tak dla waszej wiedzy.
Dobra koniec wstępu. Enjoy your meal:
edit: ups, już wiosna *smutna minka*


ROZDZIAŁ IV

       Figlarny wiatr ciągnął dziewczynę za włosy, a ich niebieskie kosmyki zlewały się z paletą barw otaczającą obie sylwetki. Velvet rozglądając się, czuła, że znajduje się w jakimś nieznanym dziele Van Gogha. U góry wirujące plamy kolorów, czerwienie, żółcie, błękity, a wreszcie odcienie bieli muskane wiatrem sprawiały wrażenie wolno płynącej wody. Zaś na dole brąz mieszał się z granatem i szarością tworząc nieskończoną doń. Kompozycja była tak gładka i harmonijna, że dziewczyna przymknęła oczy ogarnięta spokojem. Mimowolnie rozłożyła ramiona. Leciała po niebie Van Gogha. Leciała ponad końcem świata. Powiew pieścił jej bladą twarz, która w tym otoczeniu nabrała rumieńców. Długie palce mocniej zacisnęły się na jej talii i w jednej chwili wyimaginowany obraz prysnął. Pojawił się za to inny świat. Zwyczajny pokój. Przepełniony kartonami, stającymi na starych hebanowych meblach z misternymi zdobieniami. Zasypany stertami papierów, które przez sztuczne granatowe światło w pomieszczeniu, wydawały się jasnoniebieskie. Velvet, ciągle myślami na palecie genialnego malarza, podeszła do małego, zbitego lusterka. Rubinowa czerwień rozlała się po jej oczach, a małe czarne źrenice były ledwo dostrzegalne, jakby zaraz miały utonąć w kryształowym morzu.
- Gdzie jestem?- zapytała nie spuszczając wzroku ze swojego odbicia. Usłyszała tylko cichy śmiech.
-Gdzie jestem?- powtórzyła. 
- Aktualnie, młoda damo, znajdujemy się w bardzo ciasnym, zagraconym biurze.
Gwałtownie się odwróciła. Spojrzała mężczyźnie w oczy.Wyglądały na niezwykle wielkie, co sprawiało, że Velvet zaczynała się bać o utopienie się w nich, bała się, że zaraz coś ją złapie i do nich wciągnie, lecz wiedziała, że to nie czas na refleksje dotyczące dzisiejszego psychopatycznego wyglądu mężczyzny. Teraz musi zdominować narcystycznego 'samca alfa' i zając jego miejsce. 
- W rzeczy samej, panie Loki, ma pan rację. Jednakowoż chodziło mi o teren poza tym pokojem. Miasto, kraj bądź... planetę? Czy byłby pan tak łaskawy i odpowiedziałby mi na pytanie?
Kątem oka zauważyła jak usta mężczyzny formują się w uśmiech. 
- Jesteśmy nadal w Midgardzie, kochanieńka.- odpowiedział. Widząc jednak zmieszanie, które pojawiło się na twarz niebieskowłosej, gdy wypowiedział zdanie dodał: - Dlaczego wy śmiertelne istoty, jesteście takie nierozumne? Jesteśmy ciągle w twoim świecie. 
'Jesteśmy ciągle w twoim świecie. Ciągle w twoim świecie'. W myślach Velvet zdanie te, rozbrzmiewało tak głośnym echem, że zagłuszyło wszelkie bodźce dopływające z otoczenia. Nie miała zamiaru opuszczać ziemi. Zaczęło jej się układać, gdy wparował ten przebieraniec i ukrył ją w najciaśniejszym biurze świata, żeby nie wiadomo co z nią zrobić. Miała ochotę wyskoczyć przez okno i znów znaleźć się wirze barw. 'Yves, obudź się! Za oknem jest tylko ulica.'- mówiła sobie i poniekąd to rozumiała, jednak jej desperacka dusza rwała się do skoku. 
- Dobrze, może będzie książę tak dobry i powie mi co ja tutaj robię.
Loki nie odezwał się. Nie uśmiechał się. Spoważniał, a twarz jakby skamieniała. Velvet się rozkojarzyła. Jak szybko można zmienić komuś nastrój paroma niewinnymi słowami.
- Hmm...- mężczyzna zmarszczył brwi. Ręką rozmasowywał skroń. Wzrok wbił w mały obraz przedstawiający czarną łódkę na tle zachodu słońca. Velvet miała wrażenie jakby drobna czarna kropka w łodzi, stworzony z plamy człowiek uspakajał zielonookiego i pomagał mu się skoncentrować. Otaczał go wilgotną bryzą i układał mu w głowie zdania.
Loki co chwile otwierał usta już chcąc zdradzić o co we wszystkim chodziło, ale zaraz je zamykał, gdy zdawał sobie sprawę, że nie wydaje żadnych dźwięków.
Stanął, a dyskretny uśmiech na bladej twarzy stawał się większy z każdą sekundą.
- Nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić, ale pokazać owszem.- uśmiechał się jeszcze bardziej.
Velvet znowu znalazła się pod pędzlem artysty, ale nie było z nią Lokiego. Tym razem nie leciała. Stała w miejscu, patrząc jak malownicze plamy zaczynają formować się w góry, jak białe kolory opadają niczym płatki śniegu, a szarości i błękity z pod spodu rosną i stają się ostrymi, lodowymi bryłami. Paleta ciepłych barw została w całości przykryta nocą i zimnem. Przed dziewczyną stał tron, a na nim z nogami na oparciu i głową zwisającą w dół, leżała postać. Nie mogła dostrzec detali, jednak widziała, że postać ma na sobie grube, śnieżnobiałe futro, a na głowie koronę z długich, lodowych sopli. Młoda duszyczka szalała z ciekawości, co mogła oznaczać ta scena. Co miała wspólnego z tym całym porwaniem?
I wtedy wstał z tronu.
Sunął powolnie w stronę niebieskowłosej, śmiejąc się pod nosem.
Korona mężczyzny topniała, gdy był coraz bliżej niej. Wydawało jej się, że gdzieś go już widziała, ale dała tej myśli gdzieś ulecieć spuszczając głowę.
Zrzucił futro.
Miał skórę tak błękitną, jakby to on wchłonął wszystkie żywe kolory z tunelu, zostawiając tylko wyblakłe ciemne plamy na tło. Velvet poczuła zimno. Velvet pierwszy raz poczuła zimno, gdy na jej ramieniu spoczęła ręka mężczyzny. Zimno spalało jej skórę.
Podniosła głowę znajdując się oko w oko z Lokim.

Wiesiek
*przepraszam, ze tak krótko jednak lepsze to niż nic*

8 komentarzy:

  1. Wreszcie napisane!
    PS. Ten blog jest super!
    Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. PO-EZ-JA! Wiesiek, poezja!
    Gdy zaczęłam czytać, byłam śpiącą, przyznaję. Ostatnie dnie mnie wykańczają. Chciałam znaleźć ukojenie u Ciebie i je znalazłam. Gdy zaczęłam czytać, och, nie mogłam oczu oderwać. Była to tak: Już, musisz coś zrobić; ale jeszcze tylko jedną linijkę; dobra, skoczyłaś. Do pracy; Ale jeszcze zdanie... I jeszcze jedno... I jeszcze XD
    Aż dotarłam tu. Do końca XD Intrygujesz mnie. Dziś tak wiele sztuki... Co ty kombinujesz? ;)
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, jak ja kocham twoje komentarze!
      Jestem bardzo bardzo zadowolona, że spodobał ci się rozdział.
      A co do kombinowania - mam wielkie plany (czyt. pomysły na plany, które mogą się nie udać, ale postaram się).
      twój Wiesiek <3

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. W końcu doczekałam się kolejnego rozdziału i wiesz co? warto było czekać :). Twoje opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga, Loki jest świetny, intrygujący, po prostu taki jaki powinien być. ;).
    Życzę dalszej weny i pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty zuy czuowieku! zostawić nas na tak długo . . smutno nam było :( No ale dobra za notkę wybaczam, ci grzechy i pozdrawiam za zaczepisty rozdział ;D
    Chciałabym też wspomnieć o zmianie adresu bloga na
    http://projekt-house.blogspot.com

    Pozdrawiam Rachel

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chce więcej... WIĘCEEEEEEEEEEEEJ!!! Moja dusza pragnie więcej Lokiego!!! Och, czemu tak krótko czemu ja musze tyle czekać, nie nie nie! Jesteś okropna :(
    Masz pisać! To nie jest prośba, to rozkaz!
    Wszystko jest takie tajemnicze, tak ładnie opisane... Tylko dialogi jakieś takie ,,nieruchawe" xD Popracuj nad nimi a będzie świetnie!
    Mam nadzieję, że nie porzucasz tego bloga... Życzę Ci dużo weny i pozdrawiam :) (I zapraszam do siebie, po długiej przerwie)

    OdpowiedzUsuń