28.3.15

Heh, he, he. Tylko nie bijcie.
Wracam po dłuższej przerwie i to chyba fajnie *teraz można się cieszyć*. Nikt mnie do tego nie zmotywował więc nie będę nikomu dziękować bo jestem zgredem i wiem, że wy się marnujecie pisząc komentarze podczas gdy ja wam za nie nie dziękuję. Jednak jak ktoś jest takim 'grumpi katem' jak ja zimą *piszę cudowne opowiadanie o porze roku, której nie trawię, tak jestem mądra, niewątpliwie* to wie jak to jest. Ps. Lubię wszystko poetycko opisywać i nie lubię akcji dlatego moje opowiadanie jest nudne. Ale to tak przy okazji. A! I jeszcze lubię Van Gogha, a to już tak poza tematem, tak dla waszej wiedzy.
Dobra koniec wstępu. Enjoy your meal:
edit: ups, już wiosna *smutna minka*


ROZDZIAŁ IV

       Figlarny wiatr ciągnął dziewczynę za włosy, a ich niebieskie kosmyki zlewały się z paletą barw otaczającą obie sylwetki. Velvet rozglądając się, czuła, że znajduje się w jakimś nieznanym dziele Van Gogha. U góry wirujące plamy kolorów, czerwienie, żółcie, błękity, a wreszcie odcienie bieli muskane wiatrem sprawiały wrażenie wolno płynącej wody. Zaś na dole brąz mieszał się z granatem i szarością tworząc nieskończoną doń. Kompozycja była tak gładka i harmonijna, że dziewczyna przymknęła oczy ogarnięta spokojem. Mimowolnie rozłożyła ramiona. Leciała po niebie Van Gogha. Leciała ponad końcem świata. Powiew pieścił jej bladą twarz, która w tym otoczeniu nabrała rumieńców. Długie palce mocniej zacisnęły się na jej talii i w jednej chwili wyimaginowany obraz prysnął. Pojawił się za to inny świat. Zwyczajny pokój. Przepełniony kartonami, stającymi na starych hebanowych meblach z misternymi zdobieniami. Zasypany stertami papierów, które przez sztuczne granatowe światło w pomieszczeniu, wydawały się jasnoniebieskie. Velvet, ciągle myślami na palecie genialnego malarza, podeszła do małego, zbitego lusterka. Rubinowa czerwień rozlała się po jej oczach, a małe czarne źrenice były ledwo dostrzegalne, jakby zaraz miały utonąć w kryształowym morzu.
- Gdzie jestem?- zapytała nie spuszczając wzroku ze swojego odbicia. Usłyszała tylko cichy śmiech.
-Gdzie jestem?- powtórzyła. 
- Aktualnie, młoda damo, znajdujemy się w bardzo ciasnym, zagraconym biurze.
Gwałtownie się odwróciła. Spojrzała mężczyźnie w oczy.Wyglądały na niezwykle wielkie, co sprawiało, że Velvet zaczynała się bać o utopienie się w nich, bała się, że zaraz coś ją złapie i do nich wciągnie, lecz wiedziała, że to nie czas na refleksje dotyczące dzisiejszego psychopatycznego wyglądu mężczyzny. Teraz musi zdominować narcystycznego 'samca alfa' i zając jego miejsce. 
- W rzeczy samej, panie Loki, ma pan rację. Jednakowoż chodziło mi o teren poza tym pokojem. Miasto, kraj bądź... planetę? Czy byłby pan tak łaskawy i odpowiedziałby mi na pytanie?
Kątem oka zauważyła jak usta mężczyzny formują się w uśmiech. 
- Jesteśmy nadal w Midgardzie, kochanieńka.- odpowiedział. Widząc jednak zmieszanie, które pojawiło się na twarz niebieskowłosej, gdy wypowiedział zdanie dodał: - Dlaczego wy śmiertelne istoty, jesteście takie nierozumne? Jesteśmy ciągle w twoim świecie. 
'Jesteśmy ciągle w twoim świecie. Ciągle w twoim świecie'. W myślach Velvet zdanie te, rozbrzmiewało tak głośnym echem, że zagłuszyło wszelkie bodźce dopływające z otoczenia. Nie miała zamiaru opuszczać ziemi. Zaczęło jej się układać, gdy wparował ten przebieraniec i ukrył ją w najciaśniejszym biurze świata, żeby nie wiadomo co z nią zrobić. Miała ochotę wyskoczyć przez okno i znów znaleźć się wirze barw. 'Yves, obudź się! Za oknem jest tylko ulica.'- mówiła sobie i poniekąd to rozumiała, jednak jej desperacka dusza rwała się do skoku. 
- Dobrze, może będzie książę tak dobry i powie mi co ja tutaj robię.
Loki nie odezwał się. Nie uśmiechał się. Spoważniał, a twarz jakby skamieniała. Velvet się rozkojarzyła. Jak szybko można zmienić komuś nastrój paroma niewinnymi słowami.
- Hmm...- mężczyzna zmarszczył brwi. Ręką rozmasowywał skroń. Wzrok wbił w mały obraz przedstawiający czarną łódkę na tle zachodu słońca. Velvet miała wrażenie jakby drobna czarna kropka w łodzi, stworzony z plamy człowiek uspakajał zielonookiego i pomagał mu się skoncentrować. Otaczał go wilgotną bryzą i układał mu w głowie zdania.
Loki co chwile otwierał usta już chcąc zdradzić o co we wszystkim chodziło, ale zaraz je zamykał, gdy zdawał sobie sprawę, że nie wydaje żadnych dźwięków.
Stanął, a dyskretny uśmiech na bladej twarzy stawał się większy z każdą sekundą.
- Nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić, ale pokazać owszem.- uśmiechał się jeszcze bardziej.
Velvet znowu znalazła się pod pędzlem artysty, ale nie było z nią Lokiego. Tym razem nie leciała. Stała w miejscu, patrząc jak malownicze plamy zaczynają formować się w góry, jak białe kolory opadają niczym płatki śniegu, a szarości i błękity z pod spodu rosną i stają się ostrymi, lodowymi bryłami. Paleta ciepłych barw została w całości przykryta nocą i zimnem. Przed dziewczyną stał tron, a na nim z nogami na oparciu i głową zwisającą w dół, leżała postać. Nie mogła dostrzec detali, jednak widziała, że postać ma na sobie grube, śnieżnobiałe futro, a na głowie koronę z długich, lodowych sopli. Młoda duszyczka szalała z ciekawości, co mogła oznaczać ta scena. Co miała wspólnego z tym całym porwaniem?
I wtedy wstał z tronu.
Sunął powolnie w stronę niebieskowłosej, śmiejąc się pod nosem.
Korona mężczyzny topniała, gdy był coraz bliżej niej. Wydawało jej się, że gdzieś go już widziała, ale dała tej myśli gdzieś ulecieć spuszczając głowę.
Zrzucił futro.
Miał skórę tak błękitną, jakby to on wchłonął wszystkie żywe kolory z tunelu, zostawiając tylko wyblakłe ciemne plamy na tło. Velvet poczuła zimno. Velvet pierwszy raz poczuła zimno, gdy na jej ramieniu spoczęła ręka mężczyzny. Zimno spalało jej skórę.
Podniosła głowę znajdując się oko w oko z Lokim.

Wiesiek
*przepraszam, ze tak krótko jednak lepsze to niż nic*

15.10.14

'Lepiej jest być lubianą kopią kogoś niż nielubianym sobą'

Witam serdeczną publiczność tu zebraną! *fanfary proszę*!
*Albo dla takiego rozdziału to raczej pieśń żałobna*. Oj, tym razem męczyłam się z tym rozdziałem jak nie wiem. Pisałam go chyba *mistrzyni liczy* 5 razy i dopiero za 6 razem pisania go od nowa, jako tako spodobał mi się. Jakoś nie miałam na niego siły i nie potrafiłam przenieść moich pomysłów do rzeczywistości. W dodatku jestem chora i jak tylko chwilę dłużej posiedzę przed ekranem niemiłosiernie boli mnie głowa.Osobiście uważam ten rozdział za nieudane ścierwo ( mało moich kochanych, poetyckich opisów, bezsensowne dialogi, z których głupoty sama się śmiałam), jednakże po prostu nie chce mi się pisać go po raz kolejny gdyż najzwyklej nie mam na to ochoty, siły, a w dodatku choroba mnie wykańcza i jeszcze trzeba odrobić zaległe lekcje. Nawet nie miałam pomysłu na tytuł ;-;. Przepraszam.
Ale tu Wiesiek się żali na cały świat, a to jego wina, że rozdział beznadziejny i możliwe, że lekko psychiczny... Dobra tym razem po będzie po duńsku. Jeg vil opfordre dig:
Edit: mamy dziś 15 dzień października i tak sobie myślę, że może rozdział nie jest, aż tak zły jednak nadal bardzo was przepraszam za moją niestaranność w tym rozdziale. A i tak narazie nie ma zbyt ciekawej akcji, ale obiecuje, że to się rozwinie. 

ROZDZIAŁ III 
-Jestem Loki z Asgardu i jestem tu by cię stąd zabrać.
 Po tych słowach mężczyzna zaczął wtapiać się w gęstą, ciemną masę, która ich otaczała. Velvet została sama z pustką i chaosem w głowie. Skąd ten nieznajomy wiedział, że nigdy nie była normalna, jeśli nawet ona nie miała o tym stuprocentowego pojęcia? W dodatku chciał ją zabrać, nie wiadomo dokąd, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo co chciał z nią zrobić. Mimo, że dziewczyna była silna i starła zawsze walczyć o swoje, w zaistniałej sytuacji była bezradna, a ciało miała znów skamieniałe. Z jej ognistych oczu niby w zwolnionym tempie, zaczęły spływać ciężkie łzy. Z jednej strony próbowała je powstrzymać, zaś z drugiej nikt jej tu nie widział, nikt z niej tutaj nie szydził więc mogła wreszcie pozwolić swoim emocją ujść na wolność i działać tak jak powinny. Wkrótce twarz dziewczyny przybrała postać okna, na którym zostały smugi kropli po deszczu. Chciała podnieść rękę i otrzeć mokre policzki, lecz zapomniała, że jej ciało nie funkcjonowało.
Velvet straciła poczucie czasu. Nie wiedziała czy znajdowała się w czarnej przestrzeni kilka minut czy godzin jednak czuła, że to miejsce zaczyna coraz bardziej do niej przemawiać. Brak ludzi, brak światła, brak życia, tylko ona- odtrącony przez potwór, który znalazł wreszcie swoje miejsce. 
'Ha... widzisz dziecko masz wreszcie swoje miejsce. Miło tu. Nikogo nie ma..' pomyślała rozglądając się wokoło czy przypadkiem ktoś tu się nie pojawił. Fakt dziewczyna uważała się za nikomu nie potrzebną  bestię, jednak czasami czuła chęć porozmawiania z kimś, tak serdecznie, zaprzyjaźnienia się z kimś. Jedno z jej obliczy mówiło: 'Przecież oni ci nic nie zrobili, kilka wypowiedzianych zdań na twój temat nie znaczy, że cię nie nawiedzą. Może ty masz jakąś paranoje? Może oni mówili, że masz piękne włosy?. Drugie natomiast wpajało Velvet, że ' Jesteś nikim! Przecież wiesz, że oni mówili o tobie złe rzeczy. Idiotka, potwór, bestia! Powinnaś się na nich zemścić!'. Wojna dusz dziewczyny nie dawała jej spokoju. Czy naprawdę powinna zemścić się na tych osobach? Nie była, aż tak okrutna jak inni sądzili. Starała się zawsze przestrzegać zasady: "nie rób bliźniemu co tobie nie miłe" jednak społeczeństwo ją zmieniło. I o tym wiedziała. Widziano ją w masce monstrum, które nie zasługuje na przyjaźń ni miłość, a ona pod wpływem tych ludzi zaczęła wierzyć, że na prawdę jest taka jak mawiano. Powoli jej prawdziwą osobowość zastąpiła ta wyimaginowana. W prawdzie Velvet była całkowicie inną istotą... do czasu. Nie mogła wytrzymywać już negatywnych komentarzy prujących jak fale tsunami w jej kierunku i im uległa. Utonęła.
Nagle poczuła jak przeszła przez nią energia. Lekkie zaczynające się u stóp dziewczyny wibracje przechodziły gładko do wyższych części ciała kończąc się na głowie. Odzyskała ciało. Teraz lekko unosiła się w miejscu, co było dla niej niesamowitym przeżyciem, po tym czasie spędzonym w samotności, w dodatku w całkowitym bezruchu każda najmniejsza czynność, którą wykonywała objawiała się lekkim uśmiechem. Po chwili z ciemności wyłoniła się postać. Ta sama postać, która ją tu uwięziła. Mężczyzna który zasiewał strach w sercu Velvet za razem ją podniecał. Bała się jednocześnie przyglądając się oczom człowieka, powoli zatapiając się w zieleni, która zewsząd ją otaczała. 'Stop! Yves o czym ty myślisz młoda damo, zapraszam z powrotem na ziemię!'.
-Loki! - dziewczyna miała zamiar powiedzieć to w myślach, jednak pod wpływem emocji i odzyskania głosu, wypowiedziała (wykrzyczała) imię osobnika płci przeciwnej z niesamowitym impetem w głosie. Zabrzmiało to jakby Velvet ujrzała osobę, której nie widziała od lat i biegła do niej na spotkanie.
- Aż tak ucieszył cię mój widok? - na twarzy Lokiego pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Nie!- warknęła szybko upokorzona niebieskowłosa - Kim pan jest? - chciała się tego dowiedzieć od dłuższego czasu, a że tym razem mogła mówić spytała dodając wypowiedzi charakter 'od niechcenia'.
Mężczyzna przewrócił oczami i mruknął coś pod nosem. 
- Jestem Loki z Asgardu.
-Nie o to pytam. To już chyba wiem.- była upokorzona, a w dodatku zielonooki postanowił postroić sobie z niej więcej żartów co ją zirytowało.
- Aha, pragniesz dokładnej definicji, tak? Czy jednak wolisz żeby...
- Proszę siebie ze mnie nie żartować, możne jestem jeszcze młoda ale swoją godność mam i nie radzę ze mną zadzierać.
Loki zaśmiał się, ale zaraz odpowiedział.
- Więc jeszcze raz bo widzę, że nie dociera - powiedział, a Velvet tylko rzuciła mu gniewne spojrzenie, co spowodowało, że na jego twarzy znów widniał uśmiech. - Jestem Loki. Jestem księciem krainy, która zwie się Asgard i powinienem już dawno zostać jej królem i zasiąść na tronie zamiast tego marnego bożka Thora.
Kiedy mężczyzna wspomniał o Thorze, Velvet przypomniała się, że w dawnych czasach bardzo interesowała się mitologią nordycką. Nie pamiętała, żeby czytała coś o Lokim, chciaż coś w głowie kojarzyło się jej z tym imieniem lecz dobrze wiedziała o Thorze więc była zdziwiona wypowiedzą rzekomego 'księcia Asgardu'.
- Tak przy okazji w porównaniu do mojego brata  Thora jestem bogiem, a nie bożkiem - mężczyzna powiedział to jakby stawiał siebie przed wszystkimi i był panem świata. Ale zaraz czy on właśnie powiedział, że jest bogiem?!
- Przepraszam, że panu przerwę, ale jak to możliwe, że jest pan bogiem a nadto jeszcze bratem mitologicznego Thora? Przecież to zwykłe kłamstwa!
Widocznie Loki świetnie bawił się w towarzystwie młodej kobiety, gdyż znowu na jego twarze pojawił się uśmiech, a jego oczy patrzały na Velvet jak na na małe niedoinformowane dziecko.
- Tak się składa, że patrzysz właśnie na największego kłamcę wśród wszystkich dziewięciu królestw. To ja Loki bóg kłamstw i psot. Możesz mi nie wierzyć i słusznie, ale tym razem mówię całkiem poważnie. - wytłumaczył mężczyzna kładąc ręce na piersi jakby składał jakąś przysięgę.
- A i jeszcze jedno przepraszam za tą 'pułapkę' wiem, że  trudno jest się z niej samemu wydostać, trudno jest się z niej wydostać nawet setce czy tysiącowi ludzi, ogółem rzecz biorąc nie wiem czy jest osoba poza mną, która by się z niej swobodnie wydostała, ale jakoś musiałem cię gdzieś przetrzymać do momentu, w którym wrócę, a to sparaliżowanie było po to abyś nie latała jak szalona po tej pustce.
- Nie ma sprawy, książę. Bardzo miło mi było być sparaliżowaną przez tyle czasu - burknęła sarkastycznie dziewczyna.
Zielonooki  tylko przewrócił wzrokiem i lekko potrząsnął głową, następnie począł wypowiadać szeregi niezrozumiałych słów i w jednej chwili pustka zniknęła, a jej miejsce zastąpił ośnieżony park, w którym uprzednio znalazła się Velvet. Ciężko jej było teraz ustać na nogach więc zgrabnie opadła na miękki grunt.
Przeanalizowała wzrokiem teren wokół siebie, lecz nie znalazła szukanego obiektu. Nie było już Lokiego. Może to był tylko sen? Kolejny sen z tym tajemniczym osobnikiem? Może to były tylko jej wyobrażenia? Miała taką nadzieję.
***
Tym razem była już trochę bardziej pewna siebie. Pobyt w nicości chyba wyszedł jej na dobre. Nie czuła się już jak groźna kreatura, której trzeba unikać lecz jak człowiek. Może wystarczyło wcześniej zastanowić się nad sobą i nad tym czym była.
- Jolene? Wychodzisz?- powiedziała cicho i z lekkim niepokojem w głosie wchodząc do pokoju, w którym nocowała jeszcze nie doszła, ale może kiedyś 'koleżanka' Velvet. Sublokatorka dziewczyny siedziała na łóżku, przeglądając się w lustrze zawieszonym na ścianie.
- To ty? Tak, już idę.- odpowiedziała wyraźnie zdziwiona pytaniem Jolene.- Poczekaj na mnie pod salą wykładową pod numerem 6. Za chwilę będę.
Velvet nie odpowiedziała. Była zbyt speszona jednakże szczęśliwa, że zrobiła mały krok w stronę ludzi i odezwała się.
Szybko zbiegła po kamiennych schodach internatu wylatując na biały dzieciniec. Przystanęła na chwilę, aby znów poczuć jak lodowe wycinanki pieszczą jej bladą twarz. 'Niech ta pora się już nie kończy' pomyślała otwierając oczy i ocierając twarz z zimnych śnieżnych kosteczek, które były pozostałościami po płatkach śniegu i ruszyła w stronę szkoły.
Tam znów powitały ją ciche szepty i skrywane uśmiechy. Widziała je i było jej ciężko, ale tym razem miała zamiar wytrwać do końca lekcji bez załamania i bez zwracania uwagi na innych. Znów brnęła pod prąd w wodospadzie prowokujących spojrzeń i słów. Tym razem była jak łosoś, który płynął w górę rzeki, a jej wewnętrzny wojownik nabierał sił. Przed lekcją musiała jeszcze zajrzeć do swojej szkolnej szafki. Skierowała się na najniższe piętro i poczęła otwierać swoją szafkę wpisując kod. Dziewczyna zaczęła szukać potrzebnej jej książki. Była łakoma na wiedzę o tajemniczym "księciu" spotkanym w dniu wczorajszym. Chciała przeczytać o nim jak najwięcej, żeby wiedzieć; po pierwsze) czy mężczyzna faktycznie mówił prawdę mino tego, iż był wielkim kłamcą i po drugie) chciała wiedzieć o każdej słabości 'boga' aby jak się bronić w nieoczekiwanych sytuacjach, a że miała serce wojownicze nie zaszkodziła by jej mała bójka nawet w celu samoobrony. Po dłuższej chwili udało jej się wygrzebać spod sterty innych ksiąg, tą na której najbardziej jej zależało. Wyjęła z szafki grubą lekturę, której pozaginane rogi były lekko zwęglone, a  sepiowa, wykonana ze skóry okładka wyglądała na bardzo wiekową. Z pomiędzy kart wystawały kolorowe zakładki z różnorakimi informacjami odnoszącymi się do ciekawych, zaznaczonych fragmentów. Velvet niegdyś bardzo interesowała się mitologią, a w szczególności grecką i nordycką więc zawsze z uwagą analizowała przeczytane teksty i zaznaczała interesujące ją akapity. Teraz zapiski na kartach księgi i na zakładkach mogły jej bardzo pomóc. 
Stary egzemplarz był niemiłosiernie ciężki i dziewczyna, o takiej masie jak Velvet miała nie lada wyzwanie z noszeniem jej w plecaku. Ale dla chcącego nic trudnego, a książka była niezbędnym elementem dzisiejszego bagażu.
Niebieskowłosa weszła do sali jako ostatnia i zajęła to samo miejsce, które wyznaczył jej niedawno profesor. Nie zważając na inne osoby jak i na nauczyciela wyjęła z plecaka opasłe czytadło, zanurkowała nosem w finezyjnie zdobionych kartach mitologii i zaczęła czytać, zawracając uwagę na każdy szczegół, który w jakiś sposób mógł pomóc jej w przyszłości. Z każdą minutą coraz bardziej zagłębiała się w odręcznie pisanych tekstach, przyozdobionych misternie wykonanymi ilustracjami. Widziała, że na jednej z licznych, kolorowych zakładek widnieje imię rzekomego księcia i jego brata wolała jednak przeczytać wszystko od deski do deski, aby niczego nie przeoczyć. Mity, które zdążyła już przeczytać nie miały w prawdzie nawet zalążka Lokiego czy Thora, ale zawsze warto je przeczytać by miec przewagę ( może nie nad "mitologicznymi bogiem" lecz nad resztą społeczeństwa, tak). Czytanie tak ją wciągnęlo, że nie zauważyła kiedy sala opustoszała i tylko przed wyjściem stał niecierpliwiący się nauczyciel. 
- Bardzo przepraszam, ale czy ta stara księga, którą pani ma przed nosem jest aż tak ważna, że muszę tu czekać marnując mój cenny czas? -zapytał z irytacją w głosie mężczyzna. Do Velvet dotarło tylko słowo 'czas'. Pokazała nauczycielowi rękę na znak, aby jescze chwile poczekał po czym podniosła się z siedzenia jednakże jej głowa nadal skierowana była w stronę kartki z mitem o budowie Asgardu. Przed wyjściem zdążyła przeczytać tylko jedno  zdanie : "w zamian za zbudowanie Asgardu bogowie obiecali oddać olbrzymowi boginię Freyę."
- Może ten mit powie mi coś o tobie, Loki... - pomyślała zamykając książkę i chowając ją do skórzanego plecaka. Wzięła ciężki bagaż na barki i wybiegła z sali na ruchliwy korytarz.  Coś w środku podpowiadało jej, żeby odłożyć ciążący z tylu zbiór mitów, a słabe ciało tylko na to czekało więc dziewczyna ruszyła do swojej szafki. 
Przybyła na miejsce dość szybko i zaczęła wpisywać skomplikowaną kombinację cyfr i liter. 
- O! - krzynkął ktoś z tyłu z udawanym, a wręcz sarkastycznym entuzjazmem - Kogo my tu mamy? 
Dziewczyna odwróciła się w stronę źrodła głosu. Stało tam czworo ludzi. Dwoje chłopców oraz dwie przedstawicielki płci przeciwnej. 
- No co szczurku? Co się tak patrzysz tymi swoimi czerwonymi, sczurzymi oczami, co? - powiedział wyższy z dwójki chłopców o ciemnej skórze i zadziwiająco jasnych włosach, kontrastujacych z cerą. Dziewczyna, ktora trzymała sie za przedramię jasnowłosego zachichotała, a zaraz potem dołączyła do niej druga. 
- Przy... Przynajmniej ja jestem sobą, a nie tandetną kopią jakiejś równie tandetnej gwiazdy jak wy.
Teraz zaśmiali się również chłopcy. 
- Lepiej jest być lubianą kopią kogoś niż nielubianym sobą. - oznajmił drugi chłopak o jasnej piegowatej twarzy z kasztanowymi włosami, a istotka, ktora go obejmowała pokiwała głową z uznaniem. 
- Wcale, że nie! - krzyknęła zarzenowana Velvet i ruszyła w stronę ciemnoskórej postaci z wyciągniętymi rękami i malującym się na twarzy gniewem. - Wogóle, co cię obchodzą moje oczy! No co! - była już blisko chłopaka. Teraz jej plecak poleciał na ziemię zaś ona sama rzuciła na blondyna. Mimo, że była wysoka nie mogła trafić mu w twarz, na czym najbardziej jej zależało. Młody mężczyzna co chwile prychał śmiechem jedną ręką trzymając Velvet za ramię, a drugą gładząc włosy dziewczyny. Gniew niebieskowłosej narastał, a jej oczy coraz bardziej rozpalał żar czerwieni. Chłopak o jasnej cerze szepnął coś do drugiego, co najwyraźniej spodobało mu się, gdyż na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Wziął zamach swoją ciemną, nadzwyczaj  umieśnioną ręką i miał zamiar ugodzić nią Velvet lecz ta skrzyrzowała ręcę na piersi i spuściła głowę. Wokół niej pojawiła się lazurowa poświata, w którą uderzyła ręka jasnowłosego. Gdy cios został odebrany, poświata zniknęła, a dziewczyna upadła na ziemię. 
- To jakiś potwór, lepiej się wynośmy. - szepnęła do jasnowłosego dziewczyna, która przez cały czas kurczowo trzymała się jego drugiej ręki.
- Nie... tak łatwo... nie będzie! - powiedziała Velvet wstając z ziemi - Tego wam nie odpuszczę! - krzyknęła gdy w jednej chwili, zupełnie z niczego, zjawiła się już poznana przez dziewczynę postać. Mężczyzna ubrany był w majestatyczny, złoty hełm z długimi połyskującymi rogami i szmaragdowo - czarny strój ze złotymi aplikacjami, zaś w jego lewej ręce wodniało ostro zakończone berło z przeźroczystym sześcianem lewitującym pomiędzy końcami złotej laski. Velvet odwróciła się w jego stronę wyglądał tak... szlachetnie i tak... niesamowicie. Dziewczyna przygryzła dolną wargę, aby stłumić uśmiech i jej twarz przybrała kamienny wyraz.
- Ty! - zdołała z sobie wydusić zachowując obojętny ton. 
- Ja. - odpowiedział Loki uśmiechając się lekko po czym szybkim ruchem objął wolną ręką Velvet w talii i zanim zdąrzyła coś powiedzieć został po nich tylko unoszący się nisko mad podłogą gęsty dym. 


M.laufeyson
Wiesiek
Jak zwykle krytyka miłe widziana, ale wierzcie, że już sama wystarczająco skrytykowałam się za ten rozdział.






12.10.14

' Jak żołniez na terenie wroga "

Witajcie!
Tak to ja Wiesiek, jak szybo się uporałam z tym rozdziałem ale miałam taką *rozkłada ręce na całą długość* wenę więc nie mogłam czekać ;) *kurde dodałam emotikonę*. Rozdział nie jest długi ale myślę, że to nie wada. Dobra nie ględzę już, bo nie wytrzymam haha. Moim ( bardzo skromnym) zdaniem ten rozdział wyszedł całkiem niezły. Jag inbjuder dig :

ROZDZIAŁ II 
Ale wiedziała, że tak będzie. Tak było zawsze. I tak jest. 'Życie' myślała wpatrując się w prószący z nieba śnieg. Jej jedyny prawdziwy przyjaciel szalał za oknem, a ona nie mogła mu towarzyszyć, tylko siedziała w tej sali z całkiem nieznanymi osobami, które widziały w Velvet radioaktywną kulę ognia.
Wreszcie rozbrzmiał upragniony przez dziewczynę dźwięk. Przez chwilę poczuła się wolna lecz myśl, że jeszcze siedem godzin do końca zajęć ściągnęła ją z powrotem na ziemię. Widząc iż sala wykładowa jest już doszczętnie pusta i jest jedyną żyjącą tu  istotą, chwyciła plecak i po woli, z niepewnością schodziła po stopniach sali by wkrótce znaleźć się przy wyjściu na poligon. Była żołnierzem wrogiej armii, który wtargnął na teren przeciwnika i każdy próbował go odstrzelić jednak bez skutku, gdyż wiedział, że nie da się tak łatwo zniszczyć przez te prymitywne kreatury. Najważniejszym celem było dostanie się do następnej sali. Przez kilka pierwszych metrów szła, szybko z pewnością siebie, ale ona z każdym dalszym krokiem wygasała i była coraz mniejsza i mniejsza. Wewnętrzny wojownik nie był tak silny jak go sobie wyobrażała. Poległa. Nie wiadomo kiedy. Jedna pojedyncza kula. Trafiła. Postrzelono ją prosto w jej malutkie nic nieznaczące serduszko, które czuło tylko nienawiść do świata i do siebie. Śmiechy, szepty, śmiechy i znowu szepty. Poddała się i padła jak anioł, któremu pocięto skrzydła. Nim się zorientowała już niemalże leżała na posadzce, która ją lekko szczypała i za razem parzyła. 'Co ze mną jest?'. Podparła się rękami i przez chwilę widziała grupę ludzi o szyderczych uśmiechach. Jako żołnierz -poległa, ale jako Velvet tak łatwo się nie podda. Wstała i nie wiedzieć czemu zakręciło jej się w głowie, a przed oczami pojawiła się smolista pustka. Musiała wydostać się z macek gapiów i uciec, nawet na ślepo. Brnęła przed siebie w nieznanym kierunku przepychając się przez grupy ludzi. Nagle zatrzymała się  zamknęła oczy i otworzyła je znów widząc wrogą armię. Lecz jej oczy doznały poważnej zmiany. Niegdyś małe czerwone plamki na jej oczach zaczęły się powiększać pochłaniając dawny błękit tęczówek Velvet. Teraz ślepia płonęły gorącą czerwienią podchodzącą na krawędziach pod szkarłat. Teraz gdy widziała dokąd biegnie, skierowała się w stronę wyjścia i wyleciała na ośnieżony dziedziniec. Wśród mrozu czuła się już bezpiecznie lecz nadal nie zwalniała biegu.
Minęło kilkadziesiąt minut. Velvet nie czująca jeszcze zmęczenia. Pomimo zapasu energii dziewczyna przystanęła. Zatrzymał ją niesamowici piękny obraz. Rzeka, której woda wolno płynęła pchana przez delikatny powiew. Lodowe wycinanki padające z szarego sklepienia wyglądały tutaj o wiele pięknej,a  ich zdobienia zdawały się być bardziej misterne niż w innych miejscach. Dookoła strumyka rosły wysokie iglaki, których igły powoli opadały na puszyste podłoże przygotowane przez śnieg. Velvet ujrzała małą kamienną ławeczkę i usiadła na niej.
- Co oni do mnie mają? - szepnęła - Dlaczego już na samym początku mnie znienawidzili?! Nie ocenia się tak ludzi! Ale przecież ja nie jestem człowiekiem! - szept zamienił się we wrzask.
- Mało mam problemów! - krzycząc pomyślała o tajemniczym śnie - Oczywiście trzeba mi jeszcze narobić więcej kłopotów, ot tak dla zabawy!!!
Ciężko oddychała. Była rozwścieczona tymi wydarzeniami, w dodatku ten koszmar nie dawał jej spokoju. Pochyliła się i zgarnęła ręką śnieg zaczynając formować z niego kulkę.
- Dobrze, że jeszcze ty jesteś.
Zrobiła zamach i rzuciła kulką. Ta wpadając do rzeki, rozpryskała wodę tak, jakby była znacznie cięższa i większa. 'Co jest?' powiedziała w myślach dziewczyna powoli zbliżając się do wody. Kleknęła na skraju lądu i zobaczyła jak jej kulka unosi się pod taflą wody, a dookoła niej unosi się lazurowa mgła. Nie wiedziała co się dzieje. Była całkiem zdezorientowana. Spuściła głowę i ujrzała swoje odbicie. Ujrzała swoje oczy. Czerwień!? Dziewczyna zakryła twarz rękami. Miała nadzieję, że kiedy drugi raz spojrzy na swoje odbicie oczy. Jej nadzieja była płonna. Oczy pozostały szkarłatne.
- Dlaczego? Przecież rano były normalne, przecież widziałam...
Usiadła na puszystym, białym dywanie. Nie potrafiła zrozumieć tych wszystkich paranormalnych zdarzeń.
- Nigdy nie były normalne.
Odwróciła głowę, nie zauważyła osoby, która wypowiedziała to zdanie. Podniosła się i rozejrzała dookoła. Teraz wszystko straciło dla niej sens. Kula, oczy i jeszcze jakiś głos? Wiedziała, że nigdy nie była zwyczajna, ale nie wiedziała, że aż tak.
- Kim... Kim jesteś! Pokaż się!- powiedziała.
W jednej chwili świat zawirował i ostatnim co ujrzała był płatek, który spadł na jej twarz gdy upadła na ziemię. Znajdowała się teraz w nicości. W niekończącej się czarnej przestrzeni. Dryfowała nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała, jakaś siła wyższa przekręcała ją to w jeden bok to w drugi, a Velvet nie potrafiła nad tym zapanować. Nagle znieruchomiała, jakby stała się bryłą lodową, która pływa po oceanie. Teraz nie była w stanie nawet oddychać, jednak nie dusiła się, ani nic jej się nie działo. Chwile później z ciemności wyłoniła się postać. Mężczyzna był identyczny jak ten ze snu Velvet. Czarne włosy, blada cera i te oczy. Szmaragdowe, głębokie. Dziewczyna się ich bała, były zbyt nierealne, zbyt piękne, żeby mogły być prawdziwe. Zaczął przesuwać się w przestrzeni jak duch. Był coraz bliżej sparaliżowanej dziewczyny. Chciała krzyknąć, wydać z siebie jakiś dźwięk, aby mężczyzna się zatrzymał lecz bez skutku. Nie dała rady nawet otworzyć ust.
-Spokojnie Velvet. Uspokój się.  
'To miało mnie uspokoić?! Jakiś mężczyzna przenosi mnie w pustkę, zmienia mnie w posąg i każe mi się uspokoić. Świetnie!!!' wrzeszczała w myślach już bliska załamaniu nerwowemu.
- Nie miałem pojęcia, że w jakże małej osóbce może być tyle gniewu.
'I jeszcze się ze mnie nabija!' mężczyzna wywrócił ją z równowagi.
- Dobrze więc młoda damo, myślałem, że miło jest czasem powiedzieć coś dla zabawy lecz widzę, że ci się to nie podoba. - po tych słowach mężczyzna wyszeptał coś pod nosem. Był to ciąg niezrozumiałych dla Velvet słów. Gdy mężczyzna przestał mówić, dziewczyna poczuła rozluźnienie. Fala energii przepłynęła przez jej ciało i znów mogła się poruszać. Jednak nadal nie miała głosu.
- Jestem Loki z Asgardu i jestem tu by cię stąd zabrać.

M. Laufeyson (Wiesiek)
Krytyka mile widziana :)

9.10.14

' To tylko ludzie...tylko ludzie'

Witam serdecznie was tu zebranych!
Szczerze nie mogłam się już doczekać kiedy wstawię tutaj pierwszy rozdział mojej fikcji. Teraz, dzisiaj, zaraz będziecie mogli przeczytać taki 'przedsmak' historii. Krytyka i komentarze mile widziane ( szczególnie krytyka). Wiem, że rozdział jakoś specjalnie nic nie znaczy, ale to na razie początek, potem zacznie się dziać. Nie wiem czy jest sens się dalej rozpisywać tak na wstępie więc czytanie czas zacząć *uśmiecha się do monitora* :

ROZDZIAŁ I
                Gęsta mgła wznosząca się ponad czubki starych, bezlistnych drzew sięgała miejscami do samej przymarzniętej gleby. Szaleńczo wiejący lodowaty wiatr, pod którego wpływem gałęzie zmarzłych, pokrytych kryształkami lodu roślin, drzew i krzewów tańczyły wychylając się gdzieniegdzie zza białej ściany, nawet nie myślał o uspokojeniu się. Z białego tła zaczęły sypać się wielokształtne lodowe płatki wdając się w taniec z roślinnością.Mimo przeszywającego zimna i wszelkich niedogodności pogodowych przygotowanych na ten dzień przez naturę, tłum zebranych w dwie równe kolumny ludzi przeprawiał się przez pomalowane na biało morze. Na ślepo szli do przodu nie zważając na przeszkody, liczyło się tylko to aby wydostać się z gęstej pułapki. Każda z osób szła równym krokiem starając się utrzymać szybkie ale zrównoważone tempo chodu zarazem starając się zachować dumę i powagę podczas wędrówki. Nie licząc jednej osoby sunącej kilka metrów za idealnie uformowanymi kolumnami, rozsypując dookoła małe odłamki gruntu, które z każdym krokiem odpadały ze spodów wysokich, lekko zniszczonych, atramentowych glanów. Przez mgłę widać było tylko kontur postaci, z którego można by wywnioskować, że buntownicza istota była kobietą.
                Po kilkunastu minutach walki z nicością, tłum został zbawiony widokiem starego, wybudowanego w romańskim stylu budynku z niską wieżą, której dach przysypała cienka warstwa białych płatków. Ludzie nagle stali się jakby jedną, spójną masą i zaczęli wlewać się do budynku przez wielkie wrota, postać która ciągnęła się na końcu stanęła. Tu, gdzie mgła już nie dosięgała widać było czym naprawdę jest istota. Wysoka, chuda osoba o cerze, która wiele nie różniła się od koloru lodowych wycinanek opadających na ziemię o oczach tak głęboko błękitnych, że gdyby nie pojawiające się na nich czerwone plamki można było by utonąć w ich głębi. Odziana w skromną hebanową sukienkę na krótki rękaw, lekko wdającą się w taniec z wiatrem. Musiała nie odczuwać panującego dookoła mrozu. Na nogach miała galany, sięgające pod kolana, których czubki wilgotne od gleby przymarzły tworząc białe, szronowe wzory kontrastujące z atramentową czernią butów. Na głowie zaś miała dotknięty zębem czasu kapelusz zasłaniający fryzurę młodej kobiety, jednak w kilku miejscach cienkie wodospady wyblakło niebieskich włosów spływały po chudej twarzy wlewając się na kościste ramiona. Stała tak zaledwie parę chwil, wpatrując się w masę po czym odwróciła się w stronę białej pustki i pobiegła przed siebie znikając. W jej oczach widać było wysiłek, który wkładała w bieg. Chude nóżki przy każdym kroku coraz bardziej uginały się i była coraz bliżej podłoża. Pojedyncze płatki śniegu opadały miękko na jej twarz chłodząc przyjemnie skórę, lecz po chwili topniejąc i zostawiając po sobie ślad w postaci smug wody. Biegła coraz szybciej potykając się o kamienie czy gałęzie leżące samotnie na ścieżce. Wreszcie wycieńczona padła na trawiaste pobocze ścieżki i ujrzała to co widziała już tyle razy, tyle raz to przeżywała, a jednak nadal bała się tego co miało zaraz nastąpić. Stado białych jak mgła danieli o smolistych oczach przebiegło przed nią z niesamowitą prędkością zaś jeden z nich. Inny. Tak jak ona. Stanął i odwrócił się w jej stronę. Zwierzę o szmaragdowych oczach wlepiło swój wzrok w jej wystraszoną twarz. Dziewczyna starała się nie ruszać, nie wydawać żadnych dźwięków, nie oddychać. Nie mając już siły  musiała podeprzeć się ręką, wykonując przy tym gwałtowny ruch, aby nie upaść.  Wtedy wokół zwierzęcia zaczął umościć się połyskujący szmaragdowo czarny dym, daniel stanął na tylnych kończynach i jak poczwarka staje się motylem tak daniel stał się mężczyzną. Był wyższy od dziewczyny mimo jej nieunaturalnienie dużego wzrostu. Posiadał czarne włosy, roztargnione wiatrem, nagłą zmianą ciała, które sięgały do ramion i te same głębokie, szmaragdowe oczy, hipnotyzujące a jednak straszne, widać w nich było chwałę a jednak z nutą grozy. Człowiek powoli wyciągnął rękę w stronę przestraszonej istotki.
- Velvet - odezwał się nieznajomy mężczyzna, dziwnie kobieco brzmiącym głosem.
- Velvet, obudź się! - wracała do rzeczywistości.
***
-Velvet, wstań! - dało się usłyszeć irytację w stającym się zbudzić dziewczynę głosie i nerwowo szturchającym niebioskowłosą w ramię.
- Tak będziesz pogrywać pierwszego dnia tej cholernej szkoły? Tak? To bardzo proszę śpij, ale ja nie odpowiadam za ciebie i za to co będziesz robić! - Velvet uświadomiła sobie kto do niej mówił. Postanowiła nie odzywać się. Nie chciała już pierwszego dnia szkoły zostawiać po sobie złego świadectwa i spóźniać się, jednakże ten sen, ten koszmar trzymał ją w posłaniu i nie pozwalał się ruszać. Musiała głęboko przemyśleć co mógł oznaczać owy zły sen, który nie dawał jej spać od kilku miesięcy.
- Wychodzę! - krzyknął  bardzo zirytowany poprzednio głos po czym nastąpiło gwałtowne trzaśnięcie drzwiami i cisza. Trzeba było wstać. Wydawałoby się to prostą czynnością, ale ciało, mięśnie a przede wszystkim serce nie pozwalało na wykonanie jej.
Kilkanaście minut później dziewczynie udało się usiąść, a wreszcie wstać. Z niechęcią włożyła pierwsze lepsze ubranie dopełniając wszystko glanami tymi, które tak bardzo przypominały jej o śnie i o tajemniczym mężczyźnie. Przed wyjściem chwyciła jeszcze czarny, skórzany plecak zakładając go na jedno ramię i wychodząc. 'Dobra Yves jesteś silna, nie ma co się bać to tylko ludzie... tylko ludzie.' myślała zbiegając po stromych schodach prowadzących na dziedziniec. Opuściła budynek. Kamień spadł jej z serca gdyż nie zobaczyła na brukowanym ryneczku żadnej istoty żywej. Jednym co ją tu spotkało, był śnieg. Pierwszy, drobny śnieg o misternych kształtach. Opadał z gracją na twarz Velvet. Kochała to uczucie, kochała mróz, zimę to wszystko dawało jej energię do życia. I nigdy jeszcze nie poczuła czym naprawdę jest prawdziwy chłód. Nie była jak inni. Nie potrzebowała grubych okryć, czapek, szalików aby utrzymać odpowiednią temperaturę ciała. Inni ludzie dziwili się z niej i często proponowali jej swoje zimowe ubrania, lecz odmawiała. bo zimno było jej przyjacielem. Mróz był dla niej jak upał, śnieg jak letni, ciepły deszcz, a księżyc był dla niej jak słońce.
Dotknęła swoich gołych ramion, były ciepłe jak zwykle.
-Dobrze, niech tak zostanie. Nie chcę być inna - szepnęła do siebie i ruszyła przed siebie w stronę wielkiego, wzniesionego z szarej cegły wiekowego budynku.
Gdy tylko przekroczyła próg budowli powitały ją pojedynczo rzucane zdziwione, a za razem 'oceniające księgę po okładce' spojrzenia i ciche szepty. Dziewczyna starał się je ignorować lecz z każdym jej krokiem w głąb szkoły szepty się nasilały, a spojrzenia nie były już pojedynczymi zerknięciami, a złowrogim wpatrywaniem się w nią. Robiła coraz szybsze kroki, próbując przebić się przez fale ludzi. Udało się. Podirytowana wbiegła przez wysokie drzwi do jednej z sal wykładowych. Głowy wszystkich obecnych na zajęciach zwróciły się w stronę Velvet. 'Spokojnie' próbowała opanować emocje w myślach.
- Widzę, że panna Yves wreszcie do nas dotarła, świetnie. Proszę zająć miejsce - ciszę przerwał głos profesora w podeszłym wieku, który z irytacją nacisnął na słowo 'wreszcie' i wskazał młodej kobiecie miejsce. Wspięła się na wyższy stopień sali i zajęła wskazane miejsce. Od razu siedzący obok młodzieniec, o ciemnej karnacji odsunął się od Velvet jakby go poparzyła.Czuła się w tym momencie jak kula ognia, która parzy w zasięgu minimum 15 m od centrum. Ale wiedziała, że tak będzie. Tak było zawsze. I tak jest.

M. Laufeyson
Gdyby wystąpiły jakieś ortografy, literówki albo coś złego zadziałoby się z interpunkcją, czego mogłam nie zauważyć proszę dać mi znać. Krytykować!

7.10.14

Begginings are always the worst

I znowu się trzeba witać, jakby nie można było tego jakoś pominąć. W sumie to nie trzeba się witać, ale jak ktoś jest osobą wychowaną, kulturalną ( i skromną) to przywitać się nie zaszkodzi i nawet wypada. A jednak myślę, że mogłabym Ciebie lub ilu Was tam jest zostawić bez przywitania wstawiając jedynie pierwszy rozdział mojego małego amatorskiego fanfica (tak kolejnego, nie załamujcie się, jeszcze będzie na to czas). Więc oto przyszedł ten czas, zdecydowanie szybciej niż myślałam ( miałam tyle pracy w szkole, że nie wiedziałam kiedy założę tego bloga) w którym się wam przedstawię:
Moi rodzice przy wyborze dla mnie imienia byli bardzo, ale to bardzo oryginalni i nadali mi bardzo, ale to bardzo oryginalne imię - Maja. Dlaczego M. Laufeyson? Otóż, ponieważ, gdyż M jak Maja i Loki Laufeyson daje nam niesamowitą kombinację - M. Laufeyson. Oczywiście jeśli wam to nie pasuję to możecie mi mówić Maja albo M albo Wiesiek jak wam się podoba  ( na waszym miejscu wybrałabym, Wiesiek). Dobra teraz tak na serio o mnie. Parę lat już żyję na tym świecie i żyję *uwaga będzie cytat z piosenki!* w wyimaginowanej sferze marzeń sennych jak to śpiewała Natasza Urbańska. Nie lubię ludzi dlatego staram się nie nawiązywać bliższych kontaktów z osobami spoza mojego świata ( w którym żyją jeszcze 3 osoby). Gdybym miała ocenić swój wygląd, zachowanie itp. w skali od 1 do 10 to najprawdopodobniej przyznałabym sobie 11 punktów. Tak, jestem bardzo skromną osobą i myślę, że tolerowanie siebie, swojego wyglądu, charakteru to zaleta więc + dla mnie *emotikona*. W dla ludzi z mojego świata potrafię być wredna, miła, otwarta i mogę im mówić wszytko *bynajmniej dla 2/3 z nich* jednak gdy przychodzi co do czego i albo 1) ktoś mnie wyzywa albo 2) muszę komuś dogryźć chodziarz w sumie to jedno i to samo, wtedy  przychodzi mi  do głowy tylko 'chyba ty'. Podsumowując jestem Maja ( albo Wiesiek) ale to nie jest blog o mnie i moich przemyśleniach na temat tego wspaniałego wszechświata tylko o moich, albo raczej o mojej fanowskiej fikcji.
Dobra nie szczędziłam słów opisując siebie, więc będę kończyć:
To by było na tyle. W tym tygodniu powinien pojawić się jeszcze pierwszy rozdział  ( oczywiście nie obiecuję haha). A teraz żegnajcie i do następnego wpisu!