9.10.14

' To tylko ludzie...tylko ludzie'

Witam serdecznie was tu zebranych!
Szczerze nie mogłam się już doczekać kiedy wstawię tutaj pierwszy rozdział mojej fikcji. Teraz, dzisiaj, zaraz będziecie mogli przeczytać taki 'przedsmak' historii. Krytyka i komentarze mile widziane ( szczególnie krytyka). Wiem, że rozdział jakoś specjalnie nic nie znaczy, ale to na razie początek, potem zacznie się dziać. Nie wiem czy jest sens się dalej rozpisywać tak na wstępie więc czytanie czas zacząć *uśmiecha się do monitora* :

ROZDZIAŁ I
                Gęsta mgła wznosząca się ponad czubki starych, bezlistnych drzew sięgała miejscami do samej przymarzniętej gleby. Szaleńczo wiejący lodowaty wiatr, pod którego wpływem gałęzie zmarzłych, pokrytych kryształkami lodu roślin, drzew i krzewów tańczyły wychylając się gdzieniegdzie zza białej ściany, nawet nie myślał o uspokojeniu się. Z białego tła zaczęły sypać się wielokształtne lodowe płatki wdając się w taniec z roślinnością.Mimo przeszywającego zimna i wszelkich niedogodności pogodowych przygotowanych na ten dzień przez naturę, tłum zebranych w dwie równe kolumny ludzi przeprawiał się przez pomalowane na biało morze. Na ślepo szli do przodu nie zważając na przeszkody, liczyło się tylko to aby wydostać się z gęstej pułapki. Każda z osób szła równym krokiem starając się utrzymać szybkie ale zrównoważone tempo chodu zarazem starając się zachować dumę i powagę podczas wędrówki. Nie licząc jednej osoby sunącej kilka metrów za idealnie uformowanymi kolumnami, rozsypując dookoła małe odłamki gruntu, które z każdym krokiem odpadały ze spodów wysokich, lekko zniszczonych, atramentowych glanów. Przez mgłę widać było tylko kontur postaci, z którego można by wywnioskować, że buntownicza istota była kobietą.
                Po kilkunastu minutach walki z nicością, tłum został zbawiony widokiem starego, wybudowanego w romańskim stylu budynku z niską wieżą, której dach przysypała cienka warstwa białych płatków. Ludzie nagle stali się jakby jedną, spójną masą i zaczęli wlewać się do budynku przez wielkie wrota, postać która ciągnęła się na końcu stanęła. Tu, gdzie mgła już nie dosięgała widać było czym naprawdę jest istota. Wysoka, chuda osoba o cerze, która wiele nie różniła się od koloru lodowych wycinanek opadających na ziemię o oczach tak głęboko błękitnych, że gdyby nie pojawiające się na nich czerwone plamki można było by utonąć w ich głębi. Odziana w skromną hebanową sukienkę na krótki rękaw, lekko wdającą się w taniec z wiatrem. Musiała nie odczuwać panującego dookoła mrozu. Na nogach miała galany, sięgające pod kolana, których czubki wilgotne od gleby przymarzły tworząc białe, szronowe wzory kontrastujące z atramentową czernią butów. Na głowie zaś miała dotknięty zębem czasu kapelusz zasłaniający fryzurę młodej kobiety, jednak w kilku miejscach cienkie wodospady wyblakło niebieskich włosów spływały po chudej twarzy wlewając się na kościste ramiona. Stała tak zaledwie parę chwil, wpatrując się w masę po czym odwróciła się w stronę białej pustki i pobiegła przed siebie znikając. W jej oczach widać było wysiłek, który wkładała w bieg. Chude nóżki przy każdym kroku coraz bardziej uginały się i była coraz bliżej podłoża. Pojedyncze płatki śniegu opadały miękko na jej twarz chłodząc przyjemnie skórę, lecz po chwili topniejąc i zostawiając po sobie ślad w postaci smug wody. Biegła coraz szybciej potykając się o kamienie czy gałęzie leżące samotnie na ścieżce. Wreszcie wycieńczona padła na trawiaste pobocze ścieżki i ujrzała to co widziała już tyle razy, tyle raz to przeżywała, a jednak nadal bała się tego co miało zaraz nastąpić. Stado białych jak mgła danieli o smolistych oczach przebiegło przed nią z niesamowitą prędkością zaś jeden z nich. Inny. Tak jak ona. Stanął i odwrócił się w jej stronę. Zwierzę o szmaragdowych oczach wlepiło swój wzrok w jej wystraszoną twarz. Dziewczyna starała się nie ruszać, nie wydawać żadnych dźwięków, nie oddychać. Nie mając już siły  musiała podeprzeć się ręką, wykonując przy tym gwałtowny ruch, aby nie upaść.  Wtedy wokół zwierzęcia zaczął umościć się połyskujący szmaragdowo czarny dym, daniel stanął na tylnych kończynach i jak poczwarka staje się motylem tak daniel stał się mężczyzną. Był wyższy od dziewczyny mimo jej nieunaturalnienie dużego wzrostu. Posiadał czarne włosy, roztargnione wiatrem, nagłą zmianą ciała, które sięgały do ramion i te same głębokie, szmaragdowe oczy, hipnotyzujące a jednak straszne, widać w nich było chwałę a jednak z nutą grozy. Człowiek powoli wyciągnął rękę w stronę przestraszonej istotki.
- Velvet - odezwał się nieznajomy mężczyzna, dziwnie kobieco brzmiącym głosem.
- Velvet, obudź się! - wracała do rzeczywistości.
***
-Velvet, wstań! - dało się usłyszeć irytację w stającym się zbudzić dziewczynę głosie i nerwowo szturchającym niebioskowłosą w ramię.
- Tak będziesz pogrywać pierwszego dnia tej cholernej szkoły? Tak? To bardzo proszę śpij, ale ja nie odpowiadam za ciebie i za to co będziesz robić! - Velvet uświadomiła sobie kto do niej mówił. Postanowiła nie odzywać się. Nie chciała już pierwszego dnia szkoły zostawiać po sobie złego świadectwa i spóźniać się, jednakże ten sen, ten koszmar trzymał ją w posłaniu i nie pozwalał się ruszać. Musiała głęboko przemyśleć co mógł oznaczać owy zły sen, który nie dawał jej spać od kilku miesięcy.
- Wychodzę! - krzyknął  bardzo zirytowany poprzednio głos po czym nastąpiło gwałtowne trzaśnięcie drzwiami i cisza. Trzeba było wstać. Wydawałoby się to prostą czynnością, ale ciało, mięśnie a przede wszystkim serce nie pozwalało na wykonanie jej.
Kilkanaście minut później dziewczynie udało się usiąść, a wreszcie wstać. Z niechęcią włożyła pierwsze lepsze ubranie dopełniając wszystko glanami tymi, które tak bardzo przypominały jej o śnie i o tajemniczym mężczyźnie. Przed wyjściem chwyciła jeszcze czarny, skórzany plecak zakładając go na jedno ramię i wychodząc. 'Dobra Yves jesteś silna, nie ma co się bać to tylko ludzie... tylko ludzie.' myślała zbiegając po stromych schodach prowadzących na dziedziniec. Opuściła budynek. Kamień spadł jej z serca gdyż nie zobaczyła na brukowanym ryneczku żadnej istoty żywej. Jednym co ją tu spotkało, był śnieg. Pierwszy, drobny śnieg o misternych kształtach. Opadał z gracją na twarz Velvet. Kochała to uczucie, kochała mróz, zimę to wszystko dawało jej energię do życia. I nigdy jeszcze nie poczuła czym naprawdę jest prawdziwy chłód. Nie była jak inni. Nie potrzebowała grubych okryć, czapek, szalików aby utrzymać odpowiednią temperaturę ciała. Inni ludzie dziwili się z niej i często proponowali jej swoje zimowe ubrania, lecz odmawiała. bo zimno było jej przyjacielem. Mróz był dla niej jak upał, śnieg jak letni, ciepły deszcz, a księżyc był dla niej jak słońce.
Dotknęła swoich gołych ramion, były ciepłe jak zwykle.
-Dobrze, niech tak zostanie. Nie chcę być inna - szepnęła do siebie i ruszyła przed siebie w stronę wielkiego, wzniesionego z szarej cegły wiekowego budynku.
Gdy tylko przekroczyła próg budowli powitały ją pojedynczo rzucane zdziwione, a za razem 'oceniające księgę po okładce' spojrzenia i ciche szepty. Dziewczyna starał się je ignorować lecz z każdym jej krokiem w głąb szkoły szepty się nasilały, a spojrzenia nie były już pojedynczymi zerknięciami, a złowrogim wpatrywaniem się w nią. Robiła coraz szybsze kroki, próbując przebić się przez fale ludzi. Udało się. Podirytowana wbiegła przez wysokie drzwi do jednej z sal wykładowych. Głowy wszystkich obecnych na zajęciach zwróciły się w stronę Velvet. 'Spokojnie' próbowała opanować emocje w myślach.
- Widzę, że panna Yves wreszcie do nas dotarła, świetnie. Proszę zająć miejsce - ciszę przerwał głos profesora w podeszłym wieku, który z irytacją nacisnął na słowo 'wreszcie' i wskazał młodej kobiecie miejsce. Wspięła się na wyższy stopień sali i zajęła wskazane miejsce. Od razu siedzący obok młodzieniec, o ciemnej karnacji odsunął się od Velvet jakby go poparzyła.Czuła się w tym momencie jak kula ognia, która parzy w zasięgu minimum 15 m od centrum. Ale wiedziała, że tak będzie. Tak było zawsze. I tak jest.

M. Laufeyson
Gdyby wystąpiły jakieś ortografy, literówki albo coś złego zadziałoby się z interpunkcją, czego mogłam nie zauważyć proszę dać mi znać. Krytykować!

4 komentarze:

  1. Ja nie jestem od krytyki, bo sama robię błędów co nie miara XD
    I takie "Wow!" Masz talent, Wiesiek XD Ogromny! Twoje pisy są tak staranne i dopracowane, że czapki z głów. Piękny sen, piękny rozdział... To kiedy następny?
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Wiesiek się rumieni* ^.^
      Oj Viv dziękuję, na twoich słowach bardzo mi zależało :)
      moje rozdziały są konturowane na papierze, przenoszone do word'a i dopracowywane w bloggerze, zarys drugiego gdzieś tam już jest, ale z tydzień yo potrwa zanim ujrzy światło dzienne.

      Usuń
  2. Cieszem się niezmiernie, że trafiłam na tego bloga i jestem pewna, ze zostanę tu na dłużej by śledzić Twoją historię.
    Swoją drogą wydaje się być ciekawa, zaintrygowała mnie już na początku, a to nie trudne tam gdzie jest Loki. :)
    Masz przyjemny styl, błędów nie widze, bo moje oczy są na nie zamknięte... :P Szczególnie podoba mi się moment snu... Wczułam się. :)
    Czekam oczywiście na więcej. :)
    ogien-i-lod.blogspot.com - zapraszam jeśli masz ochotę, to nie o Lokim ale może Ci się spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam Cię, Wiesiek na nowy rozdział u sb ;)

    OdpowiedzUsuń